Możesz Pomóc - Stowarzyszenie Pomocy Mieszkaniowej dla Sierot

 
Przekaż 1% naszej organizacji

Rozliczenie PIT 2023 jest możliwe w ramach projektu “PITax.pl dla OPP” prowadzonego we współpracy z IWOP.



English

Rys historyczny

Nasi Podopieczni

Jesteśmy Wam wdzięczni

Ludzie Stowarzyszenia

Pro memoria

Inicjator założenia Stowarzyszenia

Nasza siedziba

Przesłanie Witolda Bońkowskiego

Bądźmy w kontakcie

Okiem kamery

Aktualności

Sponsorzy Główni uroczystości
        przekazania darów serca
        z okazji Dnia Dziecka i Gwiazdki


Ambasadorowie idei Stowarzyszenia

Sprawozdanie OPP



Stowarzyszenie Pomocy
Mieszkaniowej dla Sierot


Baranowo k. Poznania
ul. Wiosenna 61
62-081 Przeźmierowo

Numery rachunków bankowych:
Santander Bank Polska
22 1090 1346 0000 0000 3401 4507
SWIFT: WBKPPLPP

PKO Bank Polski S.A.
36 1020 4027 0000 1902 0031 3718

USD: PKO BP S.A.
71 1020 4900 0000 8902 3439 1675
BIC (SWIFT): BPKOPLPW


NIP 777 14 04 561
KRS 0000052441

tel. (+48) 786 916 071
e-mail: spmds1981@wp.pl

Media o nas

Gazeta Pomorska

Można pomagać tysiącom ludzi i pozostawać w cieniu.

Dzieje się bajka.

- Wcale nie taki tani prezent! - Piotrek pełen podziwu. – Ponad 300 złotych kosztuje. Widziałem w sklepie.

Jolanta Zielazna

Nie wie, czy kiedyś byłoby go stać na taki sprzęt? Nawet, jeśli to nie tak szybko. Tyle innych rzeczy jest w domu potrzebnych! Bo jednego, czego nie brakuje to dzieci. Z forsą zaś jest krucho. A tu proszę - ktoś o nim pomyślał i podarował malakser. Piotrek i koledzy ze szkoły obdarowani zostali w ubiegłym roku. - Sporo nas pojechało wtedy do Poznania. To był jakiś salon samochodowy - pamięta. - Był poczęstunek, jak na bankiecie. Piotrek kucharz, od razu zaklasyfikował menu.

Świadectwo z paskiem

Piotr bardzo się stara, żeby w rozmowie dobrze wypaść. I żeby nie pokazać, jak cieszy go nagroda. Bo czy to wypada, żeby poważny, młody mężczyzna zachowywał się jak dziecko? Ale przecież widać, że się cieszy.
Teraz żałuje, że po podstawówce ociągał się z następną szkołą. - Wie pani, każdy ma jakieś problemy z sobą - mówi. - Jeden mniejsze, drugi większe. Myślał, że prostą robotę znajdzie bez kłopotu, to po co szkoła? Znajdował. - Zawsze tylko na dwa, trzy miesiące. Na dłużej nikt mnie nie chciał zatrudnić, bo bez zawodu i bez wykształcenia. O zawodówce w Toruniu wiedział, że nie jest zła. A teraz jeszcze może powiedzieć, że tam są bardzo dobre nauczycielki.- Mają podejście do ucznia. Dużo się nauczyłem. Nie tylko zawodu.
W tym roku skończył szkołę. Egzaminy zawodowe składali przed komisją z Gdańska. Dyplomu nie musi się wstydzić. Proszę: pisemny z teorii 70 i 72 proc., praktyka na 78 proc. A świadectwo z paskiem.

Dowieźć piękną

Maciek Piotra nie zna. Dopiero od września przyszedł do szkoły zawodowej w Toruniu. Przedtem uczył się w Wąbrzeźnie. - Zbyt późno go tu daliśmy - żałuje ojciec. - Widać, że chłopak się zmienia. Maciej niedawno, na początku grudnia, z grupą kolegów i koleżanek był w podpoznańskich Sadach, podobnie jak rok wcześniej Piotrek. Pojechało 16 osób.
Wrócili z ogromnymi paczkami. Maciej swojej przez kilka dni nie rozpakowywał. Żeby taka piękna dojechała do domu.
- Nagrody to takie emocje, że trudno sobie wyobrazić - mówi Ewa Krzemkowska-Kaczor, wicedyrektor Ośrodka Szkolno - Wychowawczego w Toruniu. W jego skład wchodzi m.in. szkoła zawodowa. - Jedziemy do Poznania, jest gwar, wesoło. Wracamy - cisza. Są tak przejęci, że nikogo nie mogę namówić, żeby rozpakował paczkę. Chcą dowieźć do domu takie śliczne.


Myśleli: raz

Czasami w Sadach uczniowie z Torunia spotykają się z tymi z Bydgoszczy: z ośrodka dla niewidomych, dla niesłyszących. Z mieszkańcami domu dziecka w Tucholi. Od niedawna – z wychowankami domu dziecka w Lubieniu Kujawskim. Spotykają masę młodzieży z całego kraju. Wszyscy dostają prezenty od tych samych przyjaciół. Brzmi jak bajka i może jest w tym coś z bajki?
Do ośrodka szkolnego w Toruniu przyjaciel dobrodziej odezwał się sam, w 1998 roku. Nazwę ma zupełnie niebajkową: Stowarzyszenie Pomocy Mieszkaniowej dla Sierot.

Możesz pomóc

Był 1981 rok. Witold Bońkowski, rzemieślnik z Baranowa koło Poznania, wracał ze znajomymi ze Szczecina. Padało, więc jak zobaczył starszą kobietę machającą w deszczu na szosie, zatrzymał się. Babinka wracała od wnuka sieroty - w domu dziecka. Martwiła się, gdzie dzieciak się podzieje, jak z placówki wyjdzie? Ona już stara, nie zaopiekuje się nim.
Bońkowski po jakimś czasie zwołał znajomych, bo opowieść babci nie dawała mu spokoju. I powstało Stowarzyszenie Pomocy Mieszkaniowej dla Sierot. Jego symbolem jest okno z kwiatkiem w doniczce. Do tego dwa słowa: możesz pomóc.
Jak i kogo przekonał, żeby wyłożył pieniądze na książeczki mieszkaniowe dla wychowanków domów dziecka? Pierwsza uroczystość wręczenia pełnych wkładów na kawalerkę odbyła się w grudniu 1981 roku. Już po ogłoszeniu stanu wojennego. Trzeba było pozałatwiać pozwolenia, bo przecież organizowanie spotkań było wtedy zabronione, postarać się, żeby dzieci mogły dojechać.

Robili sami

- Nasz prezes ma jakiś dar, żeby przyciągać ludzi i jak magnes przyciąga - mówi Barbara Dickert ze Stowarzyszenia. Jest wśród tych przyciągniętych na samym początku. Przypadkiem, zresztą. Prezes szukał ludzi do adresowania kopert i wyszukiwania firm, do których można zwrócić się z prośbą o wsparcie organizacji.
Początek lat 80. Komputerów nie ma, książki telefoniczne były, jakie były, baz adresowych brak. Sporo zachodu kosztowało wyszukanie firm. Później tysiące ręcznie wypisywanych kopert zabierał prezes i woził na pocztę. Samochodów też nie było tyle, co teraz, w dodatku benzyna na kartki. - Wtedy to było coś niesamowitego, żeby jednorazowo dotrzeć do kilku tysięcy firm - mówi dziś Barbara Dickert.
Byli chyba pierwszą organizacją wyższej użyteczności, poza TPD, PCK i im podobnym. Bardzo szybko, prócz książeczek zaczęli pomagać, rozdając sprzęt: niewidomym białe laski, tabliczki brajlowskie, maszyny do pisania, wózki inwalidzkie. Prozaiczne rzeczy, nieodzowne na co dzień, a tak bardzo ich wtedy brakowało.
Wózki konstruowali sami, składane laski, żeby nie był to długi biały kij. Metodę tłoczenia składanych metalowych brajlowskich tabliczek opracowali rzemieślnicy Bońkowskiego.

Ostatni do zaszczytów

Potem potoczyło się, jak śnieżna kula, coraz więcej zgarniając po drodze ludzi z całego kraju, wspierających idee. Jak? Bo przyciągnąć ludzi do pracy to jedno, a przekonać wielu, żeby dawali pieniądze to co innego. - Prezes ma chyba jakąś charyzmę - uważa Barbara Dickert. Może dlatego się udaje, że ofiarodawcy regularnie, na Dzień Dziecka i Boże Narodzenie mogą sami zobaczyć radość obdarowywanych dzieci, gdy przekazywane są dary? Wtedy z salonu Opel Bońkowski (bo już nie z małego warsztatu rzemieślniczego) wystawia się samochody, ich miejsca zajmują krzesła dla 500 osób, stoły. Bo wręczanie zawsze jest uroczyste. Może przekonują się, iż zapał nie wygasł po latach działania? - Zobaczyli, że działania są bardzo konkretne, uczciwe, czyste - szuka wyjaśnienia Tadeusz Zwiefka, dziś poseł do Parlamentu Europejskiego, od lat rzecznik prasowy stowarzyszenia. Zobaczyli też, że prezes jest pierwszy do pracy, a ostatni do odbierania zaszczytów. (Złoty Krzyż Zasługi udało mu się wręczyć dopiero w tym roku i to dlatego, że nie wiedział. Inaczej, kto wie, czy by się zgodził?).
Oczywiście, ponad 20 lat można zamknąć w słupki statystyki. Ponad 25 tysięcy obdarowanych, osiem i pół tysiąca książeczek mieszkaniowych, czego większość zamieniła się w mieszkania, blisko dziewięć tysięcy brajlowskich tabliczek, setki wózków inwalidzkich, maszyn do szycia, aparatów słuchowych.

Pod schodami

- Prezes jest w tym wszystkim niewidoczny. Taka jest jego filozofia życiowa - mówi Barbara Dickert. A Zwiefka dodaje: - Jest niezwykle ciepłym, bardzo fajnym, skromnym człowiekiem. Pomaga wielu osobom spoza Stowarzyszeniem, o czym się w ogóle nie mówi. Tylko porozmawiać z prezesem nie można. Dziennikarzy unika, na konferencji prasowej jest, ale nie za stołem prezydialnym, bynajmniej. Stoi gdzieś z boku, z dala, schowany pod schodami. Nie występuje publicznie, nie bywa. - Namówić go na wystąpienie przed kamerą to cud boski! - opowiada poseł. Jemu to się nie udało.
I taki niewidoczny, a skuteczny Witold Bońkowski jest dalej. Z mieszkaniami trudniej, ale i tak około 20 rocznie udaje się opłacić. Uzupełnić czyjś wkład, kupić, zapłacić w TBS, przekonać spółdzielnię, by jedno ofiarowała dla wychowanka z domu dziecka. Albo przekonać prezesa znanej fabryki mebli, że mieszkania trzeba wyposażyć. Zresztą, firmy z naszego regionu też są wśród ofiarodawców. Zakłady energetyczne, kancelarie adwokackie, banki. Teraz Stowarzyszenie Pomocy Mieszkaniowej dla Sierot pomaga się usamodzielnić młodzieży z ośrodków szkolno - wychowawczych. Stąd te maszyny do szycia, narzędzia, roboty kuchenne. - Policzyłam, że u nas około 170 wychowanków otrzymało nagrody. Masę pieniędzy dostaliśmy! - dyrektor Krzemkowska z toruńskiego ośrodka sama zdumiała się wynikami liczenia.
Maciej, który uczy się na kucharza w toruńskiej zawodówce, przeciwieństwie do Piotra, nie kryje radości. Taka nagroda! Nie wiedział, czy zapakowany prezent poczeka na choinkę? Czy z mamą wypróbują robota przed świętami? Z Maćkiem odbierały prezent Dorota, Monika, Beata. Dorota mówi szczerze, że starała się, żeby dostać nagrodę. Beata siedzi obok, trochę się chowa za koleżankę, ale kiwa głową, że tak, ona też się starała.
Oni też nie wiedzą, kto ich tak obdarował. - Nawet nie chodzi o to, by wiedzieli - mówi Tadeusz Zwiefka. - Mają mieć radość, przeżycie.

jolantazielazna@gazetapomorska.pl

 

 

"Głos Nauczycielski" Nr 51/52/2002r. 18-25. XII.2002r.

BLIŻEJ DZIECI

To były wyjątkowe mikołajki z kilku powodów - odbyły się w salonie samochodowym Opla, uczestniczyło w nich ponad 500 dzieci z całej Polski oraz kilkudziesięciu bardzo hojnych Mikołajów. Niektórzy z nich byli nawet rodzaju żeńskiego. Jednak najbardziej niezwykłe było to, że na tej mikołajkowej imprezie obdarowani zostali wszyscy. Najbardziej ci, którzy żadnej paczki nie otrzymali.
Mariola Mikuła, pedagog z Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Niedosłyszących w Poznaniu, do salonu Opla w Sadach, gmina Tarnowo Podgórne koło Poznania, dotarła ze swymi podopiecznymi przed czasem. Nic dziwnego, są miejscowi, a w salonie już nieraz byli.
- Stowarzyszenie od sześciu lat bardzo pomaga naszym wychowankom, przekazując im sprzęt i urządzenia niezbędne do wykonywania wyuczonego zawodu. Młodzież otrzymuje na przykład roboty kuchenne, wiertarki, maszyny do szycia, komputery - informuje pani pedagog. Dodając przy tym, że większości rodziców uczniów tego ośrodka nie stać na tak kosztowne zakupy.
Ninie Marek, uczennicy II klasy działającego przy Ośrodku Technikum Odzieżowego, aż oczy się błyszczą. - Cieszę się bardzo, że dostanę maszynę do szycia. Być może dzięki niej będę mogła się za parę lat usamodzielnić. Rodzice są bezrobotni, a w domu jest nas czwórka rodzeństwa - mówi nastolatka.
Wcześniej w salonie zjawili się również wychowankowie Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych w Owińskach pod Poznaniem. Zwracali na siebie uwagę jednakowymi strojami - gustownymi sukienkami dziewcząt i kamizelkami chłopców. Po chwili wyjaśniło się, że jest to ubiór reprezentacyjny chóru "Dzieci Papy" działającego pod kierunkiem Henryka Weredy, notabene również wychowanka Ośrodka w Owińskach.
Tradycyjnie już występy zespołu uświetniają coroczne imprezy mikołajkowe Stowarzyszenia.
- Oprócz sążnistych braw, które sprawiają wielką radość naszym dzieciom, otrzymują bardzo cenne dla nich prezenty: maszyny brajlowskie, magnetofony, dyktafony - mówi Zofia Grylewicz, kierownik działającego przy Ośrodku internatu. - Cena maszyny brajlowskiej to około 2 tys. zł, na taki zakup nie stać większości rodziców naszych podopiecznych.
Tak jak państwa Jastrzębskich, których obydwie córki są niewidome. Starsza, studentka II roku polonistyki, od Stowarzyszenia otrzymała już komputer i maszyny brajlowskie, drugą dla jej 14-letniej siostry. - Dzisiaj dostanę od Mikołaja dyktafon - cieszy się Beata. Jest ambitna i chce pójść w ślady starszej siostry. Dyktafon przyda jej się do nagrywania niektórych lekcji.
Niecierpliwie na Mikołaja czeka Rafał Wojciechowski. Trzy lata temu wraz z bratem miał wypadek samochodowy i od tego czasu porusza się na wózku. Jest uczniem Liceum Zawodowego w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Niepełnosprawnych Ruchowo w Busku Zdroju. Skończył 18 lat. Od Stowarzyszenia otrzymał już wózek, a dzisiaj dostanie komputer.
- Pracuję dorywczo, mam na utrzymaniu troje dzieci i nigdy nie byłoby mnie stać na takie sprzęty - mówi ojciec Rafała.
Próżno jednak by wypatrywać w tym ogromnym salonie tradycyjnych Mikołajów w czerwonych płaszczach, z długimi, białymi brodami. Zresztą zgromadzone na imprezie dzieci nie ich oczekiwały. 209 paczek z prezentami: wózkami i rowerami rehabilitacyjnymi, radiomagnetofonami zwykłymi i z CD, elektronarzędziami, telewizorem i nawet zestawem kina domowego - podarunkiem od prezydenta RP, przygotowali dla nich dyrektorzy zakładów energetycznych, banków, firm prywatnych i spółek.
Krystyna Piasecka, prezes czwartej co do wielkości spółdzielni mieszkaniowej w kraju, a największej na Śląsku, już dwunastu wychowanków domów dziecka obdarowała kluczami do własnego mieszkania. Teraz, aby ominąć feralną trzynastkę, zapowiedziała, że spółdzielnia przekaże mieszkania dwóm wychowankom.
- W tym, co robimy, nie widzę nic nadzwyczajnego. Trzeba młodym ludziom pomóc na starcie w dorosłe życie - uśmiecha się skromnie pani prezes. Dobrze wie, jak tym dzieciom potrzebny jest własny kąt. Po śmierci matki musiała przenieść się do domu dziecka.
Magda Strzelecka jest już na swoim. Ma mieszkanie i studiuje informatykę. Przyjechała do Poznania, aby odebrać kolejny prezent - sprzęt AGD. Miło wspomina Dom Dziecka w Gościeszynie. Bliźniakom Piotrowi i Pawłowi Kurylonkom Stowarzyszenie sfinansowało połowę mieszkania, drugą budżet państwa. Przerwali nauki w technikum i poszli do zawodówki, chcą być murarzami, bo jak mi mówią, to dobry fach i łatwo w nim znaleźć pracę. Czy myślą o założeniu rodziny? Jeden z braci zwierza się: na razie nie, jestem o pięć minut starszy, a więc mądrzejszy.
Długa lista darczyńców zajmuje honorowe miejsce w salonie samochodowym Bońkowskiego. Na konto Stowarzyszenia trafiają także nawiązki sądowe, dlatego wśród Mikołajów byli również przedstawiciele policji, prokuratury i sądu.
Witold Bońkowski, prezes Stowarzyszenia Pomocy Mieszkaniowej dla Sierot, gospodarz imprezy, oficjalnie nie przemawiał. Nie musiał. Jego credo życiowe: gdybym mówił językami ludzi i Aniołów, a miłości bym nie miał, byłbym jak miedź brzęcząca, albo cymbał brzmiący z listu Świętego Pawła do Koryntian, przejmująco wyśpiewał absolwent z Ośrodka Wychowawczego Dzieci Niewidomych we Wrocławiu. W podzięce za tyle serca.
Prócz skromności Bońkowski ma duży talent do pomnażania liczby uczestników sztafety otwartych serc na rzecz dzieci, podkreślał Stefan Mikołajczak, marszałek województwa wielkopolskiego. A także niezwykłe pomysły - na tablicach zawieszonych pod sufitem umieścił życzenia skierowane do dzieci, które kończyły się słowami:
…tylko miłość nie zna zdrady, wolna jest od wszystkiego, co niskie, a trudnych chwilach pozwala głębiej spojrzeć samego siebie i lepiej zrozumieć innych.
Te słowa bliskie są wszystkim członkom Stowarzyszenia. Antoni Nawrotek, wiceprezes, na co dzień biznesmen, wrażliwością na potrzeby innych zaraził swą 16-letnią córkę Marię. Już dziś ma przygotowany własny program pomocowy dla potrzebujących. Dołączy do niej kiedyś z pewnością 14 - letni Joachim, syn Urszuli Borzyszkowskiej, członka Zarządu, bowiem bardzo chętnie pomaga mamie przy takich imprezach jak dzisiejsza.
Kilkugodzinną uroczystość w Sadach w skupieniu obserwował, stojący tuż obok mnie, kilkunastoletni gimnazjalista Łukasz Bońkowski. Czy za kilka lat pójdzie w ślady dziadka, którego podziwia? Czy zajmie jego miejsce w Stowarzyszeniu Pomocy Mieszkaniowej dla Sierot i z Baranowa, siedziby Stowarzyszenia, będzie docierał wraz z Marią, Joachimem i innymi do domów dziecka i ośrodków, w których wychowują się dzieci niepełnosprawne w całej Polsce?

KRYSTYNA STRUŻYNA

 

 

"Nasza Wielkopolska"

Marek Rezler

Z MYSLĄ O BEZDOMNYCH DZIECIACH
W każdych czasach, w każdej społeczności zdarzają się dzieci, które z różnych przyczyn pozbawione są domowego ciepła, naturalnej troski rodzicielskiej, potrzebują opieki i ukierunkowania życiowego. Często dorastają w domach dziecka. Gdy jednak kończą naukę szkolną, przekraczają ustaloną granicę wieku i muszą opuścić mury owego schronienia, nie zawsze potrafią znaleźć oparcie w otaczającym świecie. Przede wszystkim w sytuacji, gdy są całkowitymi sierotami, stają przed problemem zdobycia pracy i dachu nad głową. Nie zastąpią go hotele robotnicze czy stancje. Różne by mogły być ich losy gdyby nikt nie podał im pomocnej ręki, nie zapewnił samodzielnego startu w życiu.
Inicjatywa powołania organizacji wspierającej wychowanków placówek opiekuńczych zrodziła się pod wpływem impulsu serca, bo jakże inaczej oceniać zamysł zawiązania stowarzyszenia w czasach tak trudnych jak początek lat osiemdziesiątych. Spotkanie na szosie z Gorzowa autostopowiczki - starszej pani wracającej od wnuczka przebywającego w domu dziecka i opowiedziana w trasie historia o losie sieroty stały się dla Witolda Bońkowskiego nakazem, by zająć się tym problemem niezwłocznie i to w szerokim zakresie. 6 stycznia 1981 r. w swoim domu w Baranowie zwołał zebranie założycielskie Stowarzyszenia Pomocy Mieszkaniowej dla Sierot. Wówczas nikt z członków - współzałożycieli nie przewidywał, że będzie to nieustająca i wytrwała w podjętym działaniu sztafeta otwartych serc obiegająca cały kraj. Szlachetność inicjatywy sprawiła, że szybko uporano się ze stroną formalną pomysłu, pozyskano sojuszników oraz wolontariuszy, przede wszystkim wśród uczniów wielkopolskich szkół, którzy zajęli się adresowaniem druków z prośbą o pomoc dla dzieci poszkodowanych.
Z ideą Stowarzyszenia utożsamił się Jego Ekscelencja ksiądz dr Stanisław Stefanem, obecnie biskup diecezji łomżyńskiej. Złożony podpis pod apelem Stowarzyszenia kierowanym do wszystkich duchownych w kraju i za granicą procentuje po dzień dzisiejszy. Budżet Stowarzyszenia zaczął rosnąć. Na konta wpływały środki zarówno od wielkich firm, jak i zwykłych ludzi, a jakże często był i jest to "wdowi grosz". Za wszystkie wpłaty, nawet te symboliczne, Stowarzyszenie zawsze gorąco dziękuje, zgodnie z danym przesłaniem księdza biskupa Stanisława Stefanka, brzmiącym: "pamiętaj, podziękuj za każdy grosz".
Nie sposób wyliczyć wszystkich form pomocy świadczonej dzieciom osieroconym i niepełnosprawnym. Dotychczas otrzymało ją już blisko 25 000 podopiecznych z całego kraju. Dzięki ofiarności i przychylności ludzi o otwartych sercach w ciągu 22 lat działalności Stowarzyszenie przekazało m.in.:

  • 8455 książeczek mieszkaniowych zakładanych do końca lat 80 - tych (większość z ich posiadaczy otrzymała już mieszkania)
  • 1232 wózki rehabilitacyjne, w tym 445 pokojowych wózków o napędzie elektrycznym własnej produkcji
  • 8791 tabliczek do pisania alfabetem Braille'a własnej produkcji
  • 2351 składanych lasek dla niewidomych własnej produkcji
  • 964 aparaty słuchowe
  • 1125 radiomagnetofonów
  • 836 maszyn do pisania standardowego i alfabetem Braille'a
  • 521 maszyn do szycia
  • 204 dyktafony

Godnym podkreślenia jest, że Stowarzyszenie nie prowadzi działalności gospodarczej i nie otrzymuje żadnych dotacji. Działa wyłącznie w oparciu o ofiarność społeczną oraz orzekane nawiązki i świadczenia pieniężne. Wiele firm i osób prywatnych systematycznie współpracuje ze Stowarzyszeniem charakterze Członka Wspierającego. Nieoceniona jest też pomoc Członków Honorowych. Witold Bońkowski, jak to podkreślił Stefan Mikołajczak, marszałek województwa wielkopolskiego, ma wielki talent do pomnażania liczby uczestników sztafety serc prowadzonej przez Stowarzyszenie.
Od kilku lat do przejęcia tej "pałeczki" przysposabiają się członkowie małoletni: Ania, Marysia, Joachim, Michał, Kamila, Natalia, Janek, Wojtek, Basia, Justynka, Zosia, Marysia i Łukasz.
Od samego początku przyjęto formułę bezpośredniego przekazywania ufundowanych darów przez Dniem Dziecka i Wigilią, podczas uroczystości spotkań darczyńców z podopiecznymi. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Aleksander Kwaśniewski ujął tę kwestię w liście kierowanym do Stowarzyszenia z okazji Dnia Dziecka w 1999 r., następującymi słowami: "Życzliwość i pomoc bliźnich okazana w porę, decyduje nierzadko o jakości życia. Dodaje słabszym wiary i sił do pokonania zwiększonych, w ich wypadku, trudów. Tym zaś, którzy świadczą pomoc, dodaje pewności, że swojemu życiu nadali głębszy sens, spełniając ważną moralną powinność. Rozumienie tej zwykłej prawdy nie jest zjawiskiem powszechnym, tym większa więc rola do wypełnienia i społeczna zasługa takich instytucji, jak Stowarzyszenie Pomocy Mieszkaniowej dla Sierot. Działalność Stowarzyszenia, długa i bogata w dokonania, jest wspaniałym przykładem głęboko humanitarnej postawy tworzących to Stowarzyszenie ludzi dobrej woli."
Z okazji jubileuszu 20 - lecia najbardziej zasłużeni dla rozwoju idei Stowarzyszenia zostali uhonorowani odznaczeniami państwowymi, nadanymi postanowieniami Prezydenta RP z dnia 11 lipca i 13 września 2002 r. Akt odznaczenia odbył się 7 grudnia 2002 r. na terenie firmy Witolda Bońkowskiego w Sadach w obecności dzieci i młodzieży, podczas tradycyjnej świątecznej uroczystości przekazania darów serca.
Nie wszyscy członkowie - współzałożyciele i członkowie honorowi doczekali tak wzniosłej chwili. Odeszli w 1998 r. - prof. Bohdan Kiełczewski, Bogdan Dolata, dr Piotr Janaszek, w 1999r. - prof. Andrzej Wąsiewicz, w 2000 r. - Teodor Dolata, prof. Kazimierz Flauta. Ich miejsce w Stowarzyszeniu pozostało puste wyłącznie fizycznie!
Dobrze się stało, że Stowarzyszenie powstało i działa w Poznaniu, ale swym zasięgiem objęło cały kraj. W realiach pogoni za pieniądzem, narastającego bezrobocia i poszerzania się kręgu ludzi potrzebujących, często niemal z dnia na dzień pozbawionych środków do życia, występuje organizacja ludzi, dla których los innych nie jest obcy. Organicznikowskie tradycje Wielkopolski zawsze obejmowały działalność charytatywną, bezinteresowną pracę dla dobra innych. Tu jednak praca ma zasięg znacznie wykraczający poza region. Udało się zaangażować wiele firm, instytucji, które na co dzień nie zajmują się sprawami filantropijnymi, charytatywnymi. Witoldowi Bońkowskiemu i jego współpracownikom się to udało.
Jak zwykle w takich przypadkach inicjatywa pojawiła się w prywatnym mieszkaniu z woli jednego człowieka, który poruszył serca kolegów, a następnie uruchomił potężną organizację o zasięgu ogólnokrajowym. Dokładnie takie same były okoliczności powstania w 1938 roku Spółki Bazarowej i w trzy lata później – Towarzystwa Pomocy Naukowej dla Młodzieży Wielkiego Księstwa Poznańskiego, gdy niezłomna wola Karola Marcinkowskiego poruszyła sfery zdawałoby się nie do uruchomienia społecznego. Tak i teraz znalazła się rzesza często niemal bezimiennych wolontariuszy, głównie urzędników bankowych, którzy niczego nie żądając w zamian podchwycili inicjatywę. Zajęto się tymi, którzy już zostali poszkodowani przez los bez pomocy z zewnątrz niewielkie mieliby szanse na w miarę normalne funkcjonowanie w społeczeństwie. Nie sztuką jest pomagać z perspektywą rewanżu w przyszłości. Ważne jest widzieć nieszczęście i starać się mu zaradzić.
Symbolem Stowarzyszenia jest rysunek okna z kwiatkiem w doniczce. Skromna roślinka i zwyczajny fragment każdego domu. Ale nie każdy ma ten dom., nie wszyscy mogą się cieszyć darem czyjegoś serca. Organizacja z podpoznańskiego Baranowa taką szansę otwiera.

Marek Rezler